Informacje

  • Wszystkie kilometry: 190163.59 km
  • Km w terenie: 13868.97 km (7.29%)
  • Czas na rowerze: 296d 06h 51m
  • Prędkość średnia: 26.49 km/h
  • Suma w górę: 540192 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy vuki.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Poniedziałek, 6 maja 2019

Rowerem z Rawicza do Chorwacji

Jedź do Chorwacji, będzie fajnie, tam jest zawsze pogoda, ciepło i słońce, no ale do rzeczy.
To był spontan, na podrozerowerowe.org znalazłem ogłoszenie o poszukiwaniu partnera do wyjazdu rowerem do Chorwacji. Wahałem się ale po spotkaniu z Pomysłodawcą, zwanym dalej P. zdecydowałem się na uczestnictwo. Wolne jest, sprzęt też więc w dwa dni mogłem się spakować i jechać.
Oczywiście chciałem jechać z Rawicza do Chorwacji a P. miał zaplanowany pociąg do Międzylesia.
Jadę na rowerze przełajowym Guerciotti na oponkach 25, dwie sakwy ze sprzętem biwakowym, ciuchy i inne - razem zestaw waży prawie 30 kg ale czasem będzie ciężej w zależności od ilości jedzenia i wody.
No więc po kolei:

Dzień 1 (199km/1521m) 24 kwiecień 2019 środa

Wyjeżdżam 8.30 i lecę przez Wrocław, a potem na Sobótkę aby nie korzystać z ruchliwej drogi krajowej nr 8. Ślad zaprojektowany w RideWhithGPS trochę chce mnie wprowadzić w drogi polne i gruntowe więc kluczę aby je ominąć. W końcu tracę cierpliwość i kończy mi się czas i końcówkę jadę już drogą nr 8. Pogoda piękna ale mocny wiatr przeciwny daje popalić. Na miejscu w Pławnicy jestem przed 19.00, gdzie mam zarezerwowany nocleg w agroturystyce. Robię jeszcze zakupy aby mieć coś na kolację i śniadanie bo zabrałem tylko jedzenie na dojazd, kilka batonów i 4 sztuki liofilizatorów ale o tym później.
Wiatr był na tyle mocny, że jadąc ze sklepu już z wiatrem 1% w dół, nie pedałowałem i jechałem 30 km/h. Ten wiatr przeciwny będzie całą trasę, nawet po powrocie do kraju, gdzie jadąc z Wrocławia do domu ledwo wyciągałem prędkość ponad 20 km/h.

S5 nade mną w Żmigrodzie, 15 km za mną

Stare spodenki po jeździe poszły do kosza aby ich nie prać

Nie lubię Wrocławia, nie lubię dużych miast bo ciężko tam jechać

Tych hopek było trochę


Dzień 2 (145.4km/1583m) 25 kwiecień 2019 czwartek, imieniny Marka ;)

Wstaję o 5.00 bo do Międzylesia mam ok 20 km a jestem umówiony z P. na 8.00. Wyjeżdżam przed 7.00, przeleciałem dość szybko, kawa w Orlenie i jestem pod Biedronką i robię zakupy na cały dzień, to już będzie taka tradycja, raz na dzień pełne zakupy.
Zaraz potem spotykam P. i jedziemy na Boboszów po śladzie utworzonym na mapy.cz. Cała trasa ma mieć 740 km z Międzylesia do Rijeki. Nie za bardzo znamy tamte drogi więc zaufaliśmy serwisowi zaznaczając start i koniec i mieliśmy gotową trasę.
Niedaleko już w Czechach robimy pierwszy błąd do którego trudno się przyznać. Przegapiłem zjazd z drogi głównej bo była to jakaś gruntówka i jadąc na azymut zataczamy koło i trafiamy na ślad ale .... kierujemy się w złym kierunku i jedziemy do Polski :( Kosztowało nas to ze 20 km i ponad godzinę czasu. Dodatkowo Garmin mi się zawieszał i musiałem go do ustawień fabrycznych przywrócić a Wahoo coś nie chciał wczytać trasy. Udało się jednak wyjść z opresji i jechaliśmy dalej.
Pierwszy sen był zaplanowany na dziko, gdzieś przed Brnem po 120 km, lecąc główną drogą P. leciał pierwszy i nie zauważył, że droga robi się czteropasmowa i jest zakaz dla rowerów, krzyczę ale nie słyszy, doganiam go i ....jedziemy poboczem pod prąd ten 1 km.
Nocleg mamy niedaleko Cernej Hory, skręcamy polną w las, jest tu nawet jakiś domek i stolik pewnie pracownicy wyrębu mają tu przerwy.

Ostatnia kawka w Międzylesiu i heja na Czechy

I tak to leciało



Należy się!

Dzień 3 (118.8km/555m) 26 kwiecień 2019 piątek

Wstajemy o 5.00 skoro świt i spokojnie przed 7.00 jedziemy. Ja nawiguje Garminem, przelatujemy sprawnie choć jak to w większym mieście trochę czasu schodzi. Z Brna wylatujemy DDRami na Wiedeń i dość długo jedzie się fajnymi spokojnymi terenami. P. chce jednak dziś spać na kempingu i znajduje jeden. Przejmuje prowadzenie włączając telefon na googlemaps. Przeżywam katusze bo jest dużo dróg gruntowych i szutrów, boję się o moje cienkie oponki. Zmieniamy Czechy na Austrię za Mikulovem.
Przed Mikulovem na lekkim wzniesieniu wyprzedza nas facet na hulajnodze, poganiam P. aby mu się nie dać ale moje argumentu nie przemawiają do niego. Jest to dla mnie, szosowca wielka ujma, nie wiem jak to wymazać z pamięci.
Dojeżdżamy do Loosdorfu i tu miłe zaskoczenie, cena tylko 6 euro/os. Jesteśmy tylko my, w nocy coś popadało bo jest mokro i namioty także. Suszymy na płocie, spokojnie pakujemy się  znów ok. 7.00 ruszamy.


Niby leciała, ale czasem nam ginęła

Przed Mikulovem

Mikulov

Masakra dla cienkich opon

Czarne a mleko białe - jak?

Kemping

Dzień 4 (121km/904m) 27 kwiecień 2019 sobota

Lecimy bo dziś Wiedeń, największe miasto na naszej trasie,chciałem je ominąć ale ciężko było to zrobić. Docieramy dość wcześnie i trafiamy nad Dunaj, gdzie są szerokie ścieżki dla rowerów i innych. Wiele osób griluje, wypoczywają bo czasem jest słońce. Dziś zrobiło się zimno i tak będzie już kilka dni. Trochę nam schodzi bo robimy dużo fotek a ścieżki często wspinają się spiralami na mosty, jedziemy przez park i w końcu udaje się opuścić Wiedeń. Nie widzimy starego miasta tylko Dunaj i nowoczesne wieżowce.
Już poprzednia noc w namiocie była zimna więc jedziemy na kolejny kemping. Niestety google pokazywało pole namiotowe ale na miejscu nic nie było. Jedziemy dalej i czas nam się kończy więc w polu chowamy się za krzakami od wiatru i rozbijamy namioty w okolicy Ebenfurthu.


Takimi autostradami wzdłuż Dunaju przelecieliśmy Wiedeń




Tu śpimy, z tyłu krzaki osłaniają nas od wiatru


Dzień 5 (93.7km/1052m) 28 kwiecień 2019 niedziela

Noc zimna, temperatura nad ranem 5 st. C  i wiar mocno wieje. Zwijamy się z pola i jedziemy gdzieś zrobić śniadanie. Po kilkunastu km zatrzymujemy się w miasteczku w parku i robimy coś ciepłego do picia i jemy śniadanie. Wiozę kuchenkę gazową z nabojami gazowymi.
P. znów prowadzi googlemaps bo chce dojechać\c do pola namiotowego naładować sprzęt. Znów szutry i drogi polne, nie lubie tych googlemaps. Jeden plus z dzisiejszej jazdy to fajny i długi podjazd, na nim robimy 700 m w górę. Do połowy wzniesienia uciekam skutecznie przed kolarzem jadącym na lekko, potem myśląc, że to koniec czekam za P. ciągle mi się gubi z tyłu na podjazdach.
Dojeżdżamy do Hartbergu, dość dużego miasteczka. Jest cały kompleks sportowy z dużym polem namiotowym z kamperami ale oprócz nas nie ma nikogo, jesteśmy pierwsi którzy chcą spać pod namiotem. Trochę to pole dziwne, bo nieogrodzone i czasem przechodzą obok nas ludzie z miasta. Cena już miastowa bo 12 euro/os.
W słońcu jak się rozbijamy jest fajnie ale jak słońce znika jest ziąb. W nocy się budzę z zimna i postanawiam iść ok. 1.00 do łazienki i tam spać. To był dobry pomysł. Ściany murowanego budynku nagrzały się w dzień i jest w środku cieplej niż w namiocie. Niestety obydwoje polegliśmy w kwestii śpiworów bo nie przewidzieliśmy takich niskich temperatur w nocy. Mój śpiwór to tylko 800 g,raczej letni.
Pomimo, że zakładałem długie spodnie i nogawki, koszulę z bluzą to jeszcze zakładałem kurtkę puchową i to nie starczało.
Gdyby nie kurtka puchowa nie przetrwałbym tego wyjazdu.
26 kwiecień 2019 piątek



Ceny w Austrii niższe niż u nas


No zimno

Dzień 6 (115.7km/1103m) 29 kwiecień 2019 poniedziałek

26 kwiecień 2019 piątek
Z Hartbergu lecimy na Maribor i szukamy noclegu pod dachem aby przetrwać spokojnie noc. Booking.com się przydaje ale nie bukujemy tylko jedziemy bezpośrednio pod adres. Miłe zaskoczenie bo ... 12 euro/os i każdy ma swój pokój.
Wjechaliśmy dziś do Słowenii ... to już trzeci kraj!

Końcówka Austrii w górach już widać niższy standard życiowy


Na zboczach winorośle i sady owocowe

Jest zjazd ale był i podjazd

Często było widać takie obrazki, rodzice chwalą się narodzonym dzieckiem

No i ślad wprowadził nas w maliny a dokładnie na nieczynną przeprawę przez rzekę Mur, po drugiej stronie Słowenia

Ale się udało, jedziemy na nocleg do Kamnicy

Tu śpimy


Na sen

Dzień 7 (18.2km/137m) 30 kwiecień 2019 wtorek

Fajnie się spało ale pościel mi jakoś nie leżała, ciężka i dziwny zapach. Ma dziś zapowiadają koło południa opady deszczu ciągłego i dopiero w nocy ma przestać. Planujemy za te pieniądze zostać i zwiedzić Maribor i zrobić zakupy na następny dzień wolny tj. 1 maja.
Śpimy w Kamnicy k/Maribora tj. ok 5 km, pokręciliśmy się trochę po mieście i pojechaliśmy na zwiedzanie Lidla ;)
Łamią mi się okulary przeciwsłoneczne, próbuje je skleić kropelką i upaćkałem szkło ... do kosza idą :( Na szczęście mam jeszcze białe z korekcją bliży!
Potem powrót na kwaterę i już popołudniu zaczęło podać i chyba dopiero w nocy przestało bo nad ranem jeszcze drogi były lekko mokre.
Udzielamy się społecznie i skręcamy fotel, stojaki i wieszaki, które kupiła gospodyni, daje nam ciasto w zamian.

No to zwiedzamy Maribor





Uniwersytet w Mariborze

Zakupy w Lidlu i wracamy

Skręcony fotel bujany

Dzień 8 (106.8km/1188m) 1 maj 2019 środa
 
Wyjeżdżamy po 7.00 i tuż za Mariborem widzę biało-czerwoną flagę na rowerze, gonimy chłopaków ale oni się zatrzymali bo źle rondo przejechali. Okazuje się, że to troje ludzi z podrozerowerowe.info i jadą na 100 dni objechać Hiszpanię, jedziemy z nimi do Celje bo ślad nasz pokrywa się z ich drogą. Namawiają nas do jazdy na Lublanę i potem do Triestu ale  postanawiamy się trzymać planu. Przejechaliśmy te 60 km z nimi dość szybko choć podjazdy były nawet po 12% ale krótkie hopki, gdzie na jednej z nich przy zjeździe zaliczyłem max. prędkość 66.6 km/h.
Za Celje jedziemy na Lasko i trafiamy na podjazd pod 30%, P. został na dole a ja prowadzę. Miejscowy tubylec zagaduje mnie, że to nie dobra droga na rower i tam idzie ścieżka rowerowa i nią powinniśmy jechać. Wracam i jest lepiej, nie ma stromych podjazdów, max 12% a to już pikuś ;)
Potem ślad niestety wprowadza nas w maliny ponownie, jest 27% kilka razy w tym szutr, grunt, tragedia. Wjeżdżamy wysoko w góry, spać tu nie możemy bo znaki, że są tu niedźwiedzie.
P. znów włącza googlemaps i kieruje nas inną drogą do granicy z Chorwacją niż było to w planie. Już jest późno i wpada na plan aby podjechać pod kościół w Radece i tam może zanocować. Udaje się spotkać księdza i pozwala nam się rozbić a przy salce jest nawet WC, które nam udostępnia. Fajne to miejsce było ale od niedalekiej rzeki ziąb ciągnął i znów było ok 6 stC nad ranem.

Pierwszy maj zobowiązuje, nawet pościel była tematyczna

Spotykamy 3 chłopaków z Polski jadących do Hiszpanii


Kręcimy z nimi ze 60 km po wspólnym śladzie

W Celje niestety ich żegnamy

Nasz ślad prowadzi nas wysoko w góry

Są szutry, stromo po 27% i ... niedźwiedzie

Udaje nam się jednak z tego wyjechać


Kotwiczymy w Radece pod kościołem, ten budynek z lewej


Dzień 9 (111km/1799m)  2 maj 2019 czwartek

No i tutaj nas Słowenia zaskoczyła, markety pozamykane. Ja oczywiście miałem zapas ale P. był w potrzebie. Już wcześniej zaliczył zakupy wody na stacji paliw a po drodze wszystko pozamykane. Na szczęście wypatrzyłem jeden otwarty sklepik i krzykiem zatrzymałem P. Robimy zakupy, ja także bo będę miał coś już na jutro i nie muszę oszczędzać. Podjazdów mamy dziś masę, mi się podobają ale ciągle czekam za P. Masę motorów tu jeździ, lubią kłaść się w tych zakrętach.
Przekraczamy granicę w Petrinie i mamy Chorwację, cel w zasięgu ręki. Tu mieliśmy zanocować pod kościołem ale masę tu jakiś podejrzanych typów. Jedziemy kawałek dalej i widzimy motel w miejscowości Krivac. Nie mamy wyjścia, dalej są góry i ciężko zanocować. Cena niestety nie podlega negocjacji 20 euro/os ale w pakiecie rakija od właściciela ... wszak jesteśmy w Chorwacji ;)

Wyruszamy z Radece, wbrew pozorom Polako znaczy "powoli"



Góra/dół, w prawo/lewo

Często to było widać na posesjach zarówno w Austrii jak i Słowenii

No i dojechaliśmy

Napój na R i idę spać

Dzień 10 (57.2km/975m) 3 maj 2019 piątek

Tutaj niestety rano mamy odmienne zdanie z P. który chce zostać a ja jechać bo następnego dnia ma padać i jest już wyjazd. Nie uśmiechało si się jechać w deszczu.
Jadę więc sam, pierwsze 9 km i 500 m przewyższenia, wjeżdżam na ponad 800 m n.p.m. tj. najwyższy punkt trasy, zimno bo tylko 6 st. C. Kilka razy się zatrzymuje bo fajne widoczki i robię zdjęcia.
Mimo zimna jechało mi się świetnie, w końcu moje tempo nie musiałem na nikogo czekać i po 2,5 godzinkach jestem u celu w Rijece.
Była wczesna godzina, nie było 11.00 więc podjechałem do portu i szukam noclegu dla jednej osoby. Booking.com zaoferował mi łóżko w pokoju wieloosobowym za 14 euro. Inne oferty to już 40 euro, wyboru nie miałem. Klik i podjechałem niedaleko hostelu. Za wcześnie było aby wbijać na kwaterę więc siedzę i patrze na ludzi, a to główny deptak w Rijece.
Głód mnie brał a ja tu euro i ani jednej kuny aby coś kupić, zresztą co z rowerem, nie chciałem go stracić z oczu.
Jednak tuż obok był kantor i rower widziałem ze środka, po drugiej stronie piekarnia, tu podobnie. Kupiłem jakieś ciasto na ciepło z serem po 8 kun i ledwo dwie takie zjadłem.
Potem biłem do hostelu, to mieszkanie w starej kamienicy na II piętrze, jeden duży pokój to 4 dwupiętrowe łóżka, na szczęście były tylko 4 osoby i nikt nie musiał skakać do góry.
Zostawiłem rower na korytarzu i klamoty i ruszyłem na zwiedzanie miasta, na koniec zakupy i zaczęło padać więc zwinąłem się na metę.
Współlokatorzy doszli przed 22.00 a łóżko nawet wygodne i byłem zadowolony z tego wyboru.

Rano wyruszam sam z motelu

Zimno na wysokości ponad 800 m


Pogoda jakby miało zacząć padać


Docieram w przeciwdeszczówce bo zjazdy masakrycznie zimne

Siedzę w porcie chwilę ale zimno i idę do miasta






Ląduje w pokoju

Dzień 11 (4km/141m) 4 maj 2019 sobota

Rano długo i powoli się pakowałem, miało padać cały dzień, tak wszystkie pogody pokazywały a tu nic. Po 12.00 wychodzę bo wolę znaleźć miejsce wyjazdu wcześniej i zdążyć przed deszczem. 141 m przewyższenia to u nas robię na 50/70 km, a tu głupie 4 km do przystanku.
Od biura Tukan otrzymaliśmy pinezkę z google miejsca, gdzie odbierze nas autobus. Okazało się, że to przystanek autobusowy z ławką i daszkiem. Ok, nie zmoknę. Jestem już tu po 13.00 a autobus ma być po 21.00 ale co robić?
Około 15.00 dociera P. Mamy telefoniczną informację, że będą już przed 20.00. Dzwoni kierowca i pyta się gdzie jesteśmy, to on nie wie skąd nas zabrać? Podajemy ulicę, że jest Decathlon, Lidl w pobliżu. Po godzinie nas znajduje ale jedzie pod Lidl, 300 m dalej i musimy naginać bo wcześniej ktoś inny nas poinformował, aby skręcić kierownicy, odkręcić przednie koło, sakwy zdjęte .... łapie co się da i lecę do autokaru.
Kierowca chce rower wrzucać na torby innych, mówię, że się mogą wybrudzić, wiozłem 2 worki 120l i pakuję napęd roweru. Na mój rower idzie drugi i mam obawy czy nic mu się nie stanie. Chyba mogli zabrać jakieś kartony, wiedzieli że będą 2 rowery.
Ledwo siadamy, zaczyna padać i leje aż do Polski. Jedziemy przez Węgry, chyba tak taniej z opłatami drogowymi ale niestety tracimy godzinę bo mamy kontrolę na granicy chorwacko-węgierskiej a przed nami były jeszcze dwa autobusy z Ukrainy.

Śniadanko i idę się pakować

Oj się naczekałem na ten autobus

No i ledwo ruszamy, pada aż do Polski


Dzień 12 (68km/175mm) 5 maj 2019 niedziela

Docieramy do Wrocławia na 11.30 tu chwilę skręcam rower, wszystko OK i przebijam się przez centrum Wrocławia. Zimno, 10 st. C, wiatr oczywiście znów przeciwny a ja rano zjadłem 2 suche bułki i noc nieprzespana bo jakiś mały ten autokar i nogi mi się nie mieściły, oj lekko nie było wytrwać trasy bo inne czynniki ujemne też występowały.
Na szczęście po 3 godzinach docieram do domu a tu już kąpiel, jedzonko, jedzonko ... ach tu najlepiej!

Uffff jak tu fajnie :)

Podsumowanie
Ogólnie wyszło 1159 km i 11133 m przewyższenia. Mimo iż wiatr ciągle przeszkadzał i zimno trochę nas zaskoczyło to ... nie padało.
Nieraz widziałem na mapach pogodowych deszcz w Chorwacji i Czechach a my pośrodku w Słowenii, jak już byliśmy w Chorwacji lało w Słowenii, udało nam się ominąć deszcz i to jest największe szczęście.
Planując trasę trzeba jednak analizować mapę bo serwisy puszczają jak chcą ale co zrobić jak się nie zna tych dróg? Z sakwami ciężko też jechać podjazdy powyżej 12% pod koniec bałem się zerwania łańcucha i zdarzyło mi się prowadzić te powyżej 15.
Na szczęście spakowany byłem dobrze, zabrakło mi tylko ciepłego śpiwora, nie miałem zbędnych rzeczy, ciuchów miałem minimum, na kempingach czy kwaterach zawsze coś przepierałem.
Zostały nam 2 pełne kartusze z gazem ale to przez to, że pogoda zmusiła nas do kwater i kempingów i nie używaliśmy gazu.
Straciłem 150 eurodudków, gdzie połowę tej kwoty pożarły kwatery, drugą połowę jedzenie plus autobus powrotny 240 zł, w Czechach płaciłem 2 razy kartą, całość zamknęła się nieco ponad 1000 zł.
Miałem też żywność liofilizowaną, niestety to drogie bo kurczak 5 smaków kosztował 35 zł, a zupa pomidorowa czy płatki z owocami ponad 20 zł. Więcej nie kupię bo to nadaje się na wypady, gdzie nie ma sklepów/cywilizacji. Smakowo było ok.
Mam pewien niedosyt sportowy, pominę hulajnogę ale wysiłek sportowy nie był to dla mnie duży. Fakt, ubyło mi 1,5 kg ale to pewnie zasługa odżywiania, głownie chleb z pasztetem czy z dżemem w 60% mnie napędzał.
Na razie sakwy idą w odstawkę, może za rok coś będzie a teraz ... jadem szosom :)

  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Brawo! :)
Podziwiam.
malarz
- 14:45 wtorek, 7 maja 2019 | linkuj
Brawo,brawo,GRATULUJĘ!!!
strus
- 14:01 wtorek, 7 maja 2019 | linkuj
Mnie z kolei nie ma na Stravie, ale widziałam trochę zdjęć na FB i też byłam ciekawa szerszej relacji. Jazda solo jest... łatwiejsza. O wszystkim decyduje się samemu i samodzielnie się podejmuje wszystkie decyzje. Z drugiej strony jeśli jedzie się z kimś fajnym, to może być super :).
Kot
- 11:15 wtorek, 7 maja 2019 | linkuj
Dzięki Marzena, lepsze to zimno niż deszcz.
Jurek też dziękuję, co do nawigacji ja bym jechał po śladzie ale P. miał inne zdanie a ja jestem ugodowy ...do czasu ;)
vuki
- 11:15 wtorek, 7 maja 2019 | linkuj
Ciekawy byłem tej relacji, bo tylko na Stravie śledziłem kolejne etapy tej wyprawy. Wspólna jazda z zupełnie nieznaną osobą, to zawsze jest loteria i widać tu pewne niedopasowanie. Dziwi mnie nieco, że dwa topowe urządzenia Garmin i Wahoo, nie zapewniły nawigacji i trzeba się było wspomagać nawigacją Googlemaps z telefonu, z mizernym zresztą skutkiem. Ja też kiedys drogą dla traktorów przez pola musiałem jechać, bo tak mnie poprowadziła, więc nie dziwię się waszym szutrom i piachom. Wydaje mi się, że z solowego wyjazdu byłbyś bardziej zadowolony. Gratuluję podjęcia wyzwania przejazdu przez ćwierć Europy, ale ty raczej mi wygladasz na szoszona, niż sakwiarza. :) Pozdrowienia i zaległe imieninowe Wszystkiego Najlepszego!
yurek55
- 10:54 wtorek, 7 maja 2019 | linkuj
Bardzo fajny wyjazd. Dużo wrażeń, ładne widoki. Szkoda tylko, że tak zimno miałeś!
Kot
- 10:29 wtorek, 7 maja 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl